Kontrakty zagranicznych zawodników mogą okazać się tańsze, niż się wydawało.
To możliwe dzięki korzystnemu układowi na rynku finansowym. Złoty stopniowo się umacnia, a w polskim żużlu zdecydowana większość kontraktów była podpisywana w tzw. sztywnych walutach. Za takie uznaje się głównie euro, choć niektórzy zawodnicy oczekują także wynagrodzenia w swoich rodzimych funtach lub szwedzkich koronach. Duńczycy, Anglicy, Szwedzi, Australijczycy - dla nich standardem jest podpisanie kontraktu w najpopularniejszych walutach kontynentu. Przez to Speedway Ekstraliga jeszcze rok temu była na krawędzi - drużynom groziło bankructwo.
Choć w ub. roku szefowie polskich klubów byli zgodni w sprawie ujednolicenia wynagrodzeń - tak, by każda umowa dotyczyła złotych - to dziś przepis jest martwy. W praktyce wszyscy i tak nadal korzystają z zagraniczych walut.
Tylko, że teraz na tym zaczynają korzystać kluby. Przed rokiem prezesi lamentowali, iż przez wyjątkowe wahania kursu euro i spadek wartości złotego, umowy jakie podpisywali z zawodnikami okazują się znacznie droższe.
Kluby miały zyski w złotych - ze sprzedaży karnetów, biletów, praw telewizyjnych, gadżetów i dzięki wsparciu od sponsorów - ale już ze swoimi żużlowcami rozliczali się w euro. Różnice były koszmarne. Kiedy zakładano, iż wynagrodzenie jednego z czołowych zawodników za mecz może sięgać kilkunastu tys. zł, okazywało się, iż jest wyższe nawet o kilka kolejnych.
Wystarczyło, by pięciu żużlowców miało kontrakty w euro, a klub tylko za występ w jednym meczu musiał im łącznie płacić nawet o kilkadziesiąt tys. zł więcej.
Choć w lidze miały teraz obowiązywać umowy w złotych, zawodnicy przeforsowali znów obce waluty. Ale tym razem okazuje się to na korzyść prezesów.
Większość ustalając wynagrodzenia z obcokrajowcami zakładała niezbyt optymistycznie, iż złoty będzie w najlepszym wypadku na poziomie 4,1 zł. Teraz spadł do ok. 3,9, a według ekspertów rynku finansowego ma umacniać się jeszcze bardziej. Prezesi mogą więc zacierać ręce - umowy z gwiazdami stają się coraz tańsze. Część z klubów już teraz... robią zapasy euro. Gdyby nagle doszło do powtórnej fali kryzysu finansowego i cena się zmieniła, nie zachwieje to klubowym
budżetem.
Toruński Unibax wśród kalkulujących klubów jest wyjątkowo spokojny. W ub. sezonie wszystkie umowy zawarł w złotych. Wyjątkiem był wtedy tylko Czech Matej Kus. Teraz swojej polityki finansowej nie zmienia.