To już przesądzone: były reprezentant Polski, a teraz filar Anwilu
Włocławek zmierzy się z Amerykaninem - niedawnym najlepszym strzelcem
NBA i jedną z największych gwiazd ligi w ostatniej dekadzie - przed finałem Eurobasketu.
Paweł Rzekanowski: Obstawiłby pan swoje zwycięstwo nad Iversonem w konkursie rzutów za trzy punkty?
Andrzej Pluta: W zasadzie dopiero to jakoś do mnie powoli dochodzi. Nawet nie myślałem jeszcze o tym. W tym tygodniu już we
Włocławku zaczynam treningi, ale właściwie to przygotowuję się do sezonu już od kilku tygodni.
A do starcia z Iversonem?
- Ostatnie treningi są raczej pod kątem wydolności. Ale może po takich wiadomościach trzeba będzie przestawić się na rzuty (śmiech). Jeżeli dojdzie do tego, że będę mógł rzucać w towarzystwie takiego zawodnika, takiego gwiazdora, to dla mnie wielkie wyróżnienie i prestiż. Coś niesamowitego.
A co, jeśli okaże się, że Andrzej Pluta to lepszy strzelec niż legenda NBA?
- Nie wiem, po prostu nie wiem. Szczerze powiem: strasznie chciałbym wygrać. Oj, to byłoby coś! Ale zdaję sobie sprawę z tego, że to zawodnik naprawdę najwyższego formatu.
A w NBA linia rzutów za trzy punkty jest metr dalej niż w rozgrywkach europejskich.
- Na pewnym etapie to już nie ma aż takiego znaczenia. Wiadomo, że Iverson jest strzelcem wyborowym właściwie z każdej pozycji, z każdego miejsca. To człowiek, który może rzucać do kosza z zasłoniętymi oczami. A gdybym wygrał? Cóż, świat by się nie skończył (śmiech).
Ale może mit Iversona trochę by się zmniejszył, skoro polski superstrzelec jest od niego skuteczniejszy.
- Powiedziałbym wtedy: "Cóż, takie jest życie".
Gdyby piłkarz polskiej ekstraklasy otrzymał szansę pojedynku na drybling z Cristiano Ronaldo byłby pewnie bardzo skromny. A pan podchodzi do starcia z legendą NBA spokojnie i pewny siebie.
- Gdy rzucam, też muszę to robić spokojnie i się nie denerwować, żeby ręka nie drżała. Ale od myślenia o Iversonie trudno uciec. Od zawsze zwracałem na niego uwagę. To przecież facet znany nawet tym, którzy się koszykówką nie interesują.
I pan, i Iverson jesteście strzelcami, choć obaj macie tylko nieco ponad 180 cm wzrostu.
- Pod tym względem jesteśmy podobni. Zawsze go podziwiałem. Jest niesamowicie szybki, zdecydowany. Rzuca w ułamku sekundy. Szybciej niż ja (śmiech). Tak sobie myślę teraz, że grając w reprezentacji miałem naprzeciwko siebie naprawdę wielkich Europejczyków - Juana Carlosa Navarro, Arvidasa Macijauskasa, Rudy Fernandez. To już doskonali strzelcy. Ale Iverson? Trudno mi aż uwierzyć. Takiego rywala jeszcze nie miałem.
Od kiedy wie pan o tym wielkim pojedynku przy okazji Eurobasketu?
- Szczerze? Raptem od czterech dni. I dopiero teraz dowiaduję się, że to Iverson.
Nie wiedział pan wcześniej, kto będzie rywalem?
- Właściwie to oficjalnie nadal nic nie wiem. Nie mam potwierdzenia. Słyszałem, że miał to być np. Scottie Pippen.
Nie, na pewno Iverson.
- Niech będzie i Iverson. Też jest człowiekiem, też można go pokonać.